czwartek, 1 listopada 2018

Tu i teraz - październik


Siedząc w nocy z 31 października na 1 listopada, po kolejnej nieudanej próbie napisania jakiegoś logicznego zdania postanowiłam: odpuszczam październikowe 'tu i teraz'. Niewielka strata dla świata blogowego. Jednak coś drgnęło i dzięki temu możecie czytać te kilka słów wystukane w klawiaturę przy akompaniamencie mojego odkrycia ostatnich dni - The Score.

Cóż, październik mówiąc wprost zaczął się dnem, mułem i wodorostami. Pewna sytuacja wprowadziła mnie w taki stan. Z każdym dniem było lepiej, a w międzyczasie praktykowałam u siebie szukanie jakichkolwiek dobrych i drobnych rzeczy z danego dnia. Udawało się! To pokazuje, że często te 'pierdoły' mają ogromne znaczenie, gdy wokół wali się wszystko. 

I teraz pod koniec miesiąca (który minął mi tak szybko, że prawie nie zdążyłabym napisać podsumowania!) znów zaczynam tracić grunt pod stopami. Czuję, że poczucie bezpieczeństwa, które odzyskałam jakiś czas temu, zaczyna się rozmywać... Jeśli zniknie... lepiej się teraz nad tym nie zastanawiać. 

Wiem, że te poprzednie akapity, to niezbyt udany początek posta, ale to moje życie. Są w nim dobre i złe chwile. Dlatego w dalszej części postaram się skupić na tych pierwszych. Choć jest ciężko, bo ręce nie raz zawisają nad klawiaturą i nie wiedzą co wystukać, to zbieranie wspomnień z zapisków i głowy uświadamia mi, że wbrew nieciekawej 'klamrze', która spięła październik, nie było tak źle. Bo choć nie udało mi się pojechać do Krakowa, na co już od jakiegoś czasu byłam nakręcona, to tak się złożyło, że zmiana planów na ten dzień skutecznie poprawiła mi humor i pozwoliła doświadczyć czegoś dla mnie nowego. 

Wpisy 'tu i teraz' są dla mnie formą wygadania się. Co prawda wiele razy główkuję, by nie pisać o wszystkim wprost, ale to dobrze - w jakiś sposób się rozwijam. I analizując ostatnie wydarzenia widzę, że stanęłam z wieloma rzeczami w miejscu - nie mam pojęcia dlaczego. Coś mnie blokuje by ruszyć dalej. Zastanawiam się co mogę zrobić z tymi blokadami, które we mnie są. Samo czekanie nie pomaga, hm... Jednocześnie staram się działać i tworzyć. W ostatnich tygodniach pojawiła się jesienna praca, a niedawno wróciłam do farb! Na jak długo, to się okaże. Powiem Wam tylko, że to, co zmalowałam wprawia mnie w dumę, a to się rzadko zdarza! 😉

Co jeszcze było dobrego? Lato przekazało dalej pałeczkę w przepięknym stylu, dzięki czemu polska złota jesień mogła naprawdę zaistnieć. Cieszę się ogromnie, że wróciły wspólne wyprawy i 'sesje' śpiewacze, których brakowało przez cały wrzesień. Chóralne przeboje 'męczone' w czasie wakacji znów mogły zabrzmieć w kameralnym składzie. To jest dla mnie niesamowite - wystarczy hasło, dźwięki i powstaje muzyka, którą tak bardzo kocham, mimo że pewnie tej miłości nie widać w pełni na co dzień. Jednak pasja nie zawsze musi dać się dotknąć, by poruszać serce. Co nie znaczy oczywiście, że te 'namacalne' są do bani! Ile osób tyle pasji i to jest niesamowite!

Jeśli już o muzyce mowa, to musicie wiedzieć, że powoli włącza mi się tryb 'Święta'... Może to chore, ale nic na to nie poradzę. Póki co, nie sięgnęłam jeszcze po świątecznego Michaela Buble, więc nie jest ze mną aż tak źle. Jeszcze chwila i obwieszę pokój lampkami! Teraz jak to napisałam, to po prostu nie mogę się doczekać! 😏

No dobra, tym oto akcentem kończę październik i witam listopad. Wiem, że tego nie widać, ale działo się dużo... tylko, że w mojej głowie.

Dobrego miesiąca! 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Martushkowo , Blogger