wtorek, 17 listopada 2020

Zimowy minialbum z Gdyni

Zimowy minialbum z Gdyni

 



Cześć! Postanowiłam rozruszać swoje palce zarówno scrapowo, jak i piśmienniczo i tak oto mamy nowy post na blogu :)  

Ten mały album czekał na zapełnienie go zdjęciami i notatkami od... 2017 roku. Początkowo miały się tam znaleźć zdjęcia z letnich morskich wyjazdów, jednak życie się inaczej potoczyło. Ale nie ma tego złego, bo jak wiecie moja miłość do morza jest tak silna, że w albumie zawarłam zeszłoroczny, pierwszy zimowy wyjazd do Gdyni.

Wszystkie papiery (poza tymi w kratkę, na których są notatki), a także dodatki pochodzą z kolekcji Nordica od Studio Forty. Wydawała mi się za mało świąteczna (jednak jestem fanką tradycyjnych kolorów w grudniowniku), ale idealnie sprawdziła się przy tej okazji :)

Poniżej wybrane strony:










I jeszcze parę detali. Jestem dumna z tych dodatkowych elementów, czyli kieszonki na zabawną historię czy rozkładanego zdjęcia :)








Jestem zauroczona tym malutkim formatem, zostało mi jeszcze kilka koszulek i myślę, czy nie zrobić wielkich poszukiwań podobnego albumiku na jakiś inny projekt. Na szczęście mam też dwa ciut większe, więc jak mnie najdzie kreatywna fala, to znajdzie swoje ujście ;)





czwartek, 9 lipca 2020

Scrapowe trio

Scrapowe trio


Dawno, dawno nie było u mnie scrapów, ale jak ruszyłam z "produkcją" i przyszła do mnie wena, to powstały aż trzy w przeciągu kilku dni 😊  

Korzystałam z nowszych i starszych produktów od Studio Forty i w sumie to właśnie premiera nowej kolekcji mnie tak natchnęła.

No to lecimy z layoutami:




Pierwszy, kwiecisty, czekał na ogarnięcie... nieco ponad rok. Te różowy, "malowany" papier od początku miał stanowić bazę do mojego sukienkowego selfie. Ostatecznie wyszło tak, że z różnych względów połączyłam go z papierem w deski. 
Do tego duuuużo stemplowania i zabawy z tymi kwiatami, parę dodatków, napisów i gotowe.






Drugi scrap, to zdjęcia chrześnicy, które już od dawna chciałam wykorzystać w jakiejś kreatywnej pracy. Zwłaszcza to środkowe - istna rockmanka 😁



Po raz pierwszy połączyłam ze sobą dwa papiery, a ten sposób podpatrzyłam w jednym filmiku dawno temu. Fajnie wyglądałyby też przeszyte maszyną do szycia, ale i bez tego podoba mi się efekt końcowy. Wiedząc jakie papiery i dodatki chcę wykorzystać, zdjęcia wydrukowałam czarno białe. Do tego naklejki z polskimi napisami (chrześnica będzie mogła je przeczytać już teraz mając prawie osiem lat) i kilka dodatków. 






I ostatni scrap, który był dla mnie takim małym eksperymentem, bo prawie nigdy nie korzystam przy tej formie z wzorzystych papierów. A tu niebieskie kafelki! Jednak, jak tylko widziałam, że się pojawiły, od razu wiedziałam, że wykorzystam je do jakiegoś zdjęcia mamy. 

Całość utrzymana w trzech kolorach i bez jakiegoś wysypu dodatków, ale bardzo mi się podoba.






Ciekawe, który scrap najbardziej przypadł Wam do gustu? I ile teraz będę czekać na przypływ weny 😉

piątek, 13 marca 2020

Boję się - to ludzkie.

Boję się - to ludzkie.

Plac Wolności, godzina 17:40. Idę do pracy, to moje pierwsze i jedyne wyjście tego dnia. W duchu cieszę się, że wyszłam kilka minut wcześniej, bo stoję i bezczelnie entuzjastycznie gapię się w niesamowity błękit nieba, po którym prędko płyną pomarańczowo-fioletowe chmury niezwykłej urody - pozostałość po ulewie sprzed 20 minut. 

Stoję tak, w tej samej kurtce, którą mam na powyższym zdjęciu z grudniowej sesji i chcę by już było lato. Choć wiem, że będzie inne. Próbuję na chwilę zapatrzeć się w ten obraz i zapomnieć. Zapomnieć, że ulice są niemal puste, szkoły zawiesiły lekcje, bo wisi nad nami widmo nieznanego - widmo wirusa. 

Piątki w centrum Poznania nie wyglądają tak, jak opisałam wyżej. Są pełne życia, ludzi na ulicy i w tramwajach. Jednak na własnej skórze przekonuję się, jak wiele może zmienić się z dnia na dzień. 
Nie tylko w życiu osobistym, ale przede wszystkim w życiu określonej społeczności. 

Temat Koronawirusa jest wszędzie: są memy, piosenki(!), fake newsy mniej lub bardziej nieprawdopodobne. Jest też strach i panika oraz stojące w opozycji do nich rozwaga i opanowanie. Są tłumy ludzi bojących się, co będzie dalej i tych, którzy nie czują tego niepokoju, może wychodzących z założenia, że "ich to nie dotyczy". I daj Bóg żeby tak było. Żeby jak najmniej z nas tego musiało doświadczyć. 

Prawda jest taka, że wiele osób jest w tej sytuacji po raz pierwszy. Nagle, niczym w jakimś sensacyjnym filmie mówi się, by jak najmniej wychodzić z domu, dbać o higienę, zamyka się wiele instytucji, częściowo miasto zamiera. W mediach słychać o kolejnych przypadkach zakażenia, a w części z nas rośnie strach. 

Tak, we mnie też. I choć dziś był mniejszy, to wczoraj chodziłam po domu (a jakże inaczej) zastanawiając się: co jeszcze mogę zrobić, by ochronić siebie i moją mamę, która jest moją najbliższą rodziną. Nic poza tym, co już wdrożone/zrobione nie przychodziło mi do głowy. Ale człowiek lubi grzebać w sobie, więc siłą rzeczy o tym się myśli. 

Liczyłam, że marzec będzie jasnym i dobrym miesiącem, że odpali się we mnie na nowo mój wewnętrzny ogień przygaszony przez pewne doświadczenia na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy. Swoją drogą, to już drugi rok z rzędu, gdzie dopiero w marcu oddycham pełniejszą piersią po rozczarowaniach stycznia i lutego...
Ale jak to mówią "człowiek myśli, Pan Bóg kreśli" i żeby nie wrócić do wewnętrznych ciemności przez tę sytuację i siedzenie w domu (co uważam za słuszne i popieram akcję #zostańwdomu!), muszę starać się żyć normalnie, działać. Mogę dalej robić zdjęcia, malować (wróciłam do tego!), zrobić ozdobę na okno w klimacie nieco bardziej wiosennym, niż złote gwiazdki wesoło powiewające na firanie, grać z mamą w planszówki, doczytać rozpoczętą książkę o emocjach (o matko z ojcem, jak to tematycznie w punkt!) i zacząć nową. Dobrze przy okazji, że dni są coraz dłuższe.


Chcę powiedzieć, że będzie dobrze, no - lepiej niż teraz. Niewątpliwie to będzie ciężki czas jeszcze długo po zakończeniu epidemii. Ale damy radę. Nawet, jeśli się teraz boimy - to normalne. Pytanie, czy strach nas zablokuje i sparaliżuje, czy będzie impulsem do myślenia o dobru wspólnym i swoim. 

Dbajmy o siebie, zostańmy w domach. Jeszcze wrócimy do tego, co lubimy robić poza nimi. 




czwartek, 31 stycznia 2019

Tu i teraz - styczeń 2019

Tu i teraz - styczeń 2019

Zanim otworzyłam okno do napisania tego wpisu, cofnęłam się w czasie i przypomniałam sobie, co działo się u mnie w styczniu zeszłego roku. Szykował się remont, który oczywiście miał być poprzedzony wieeeeeelkim odgracaniem się. Zbliżały się ferie, miałam różne plany, w ogóle było inaczej - nie znaczy, że źle! Po prostu inaczej.

I wiem, że czytając ten post za rok też będzie inaczej, bo jedyna rzecz stała to zmiana. Do pewnych rzeczy się wraca, ale pojawiają się w naszym życiu nowe. Nowe doświadczenia, osoby... I tak przy akompaniamencie płyty, do której wróciłam po latach, piszę do tej garstki z Was, która tu ze mną jest, ale i dla siebie. Bo dobrze jest wrócić po czasie do tego, co było. 


Wracam też do mojego wyjazdu nad morze sprzed dwóch tygodni. Mam sporo nowych doświadczeń z tego wyjazdu i jestem szczęśliwa, że pojechałam. Choć po powrocie życie postanowiło mnie dwukrotnie kopnąć żebym za bardzo się nie rozmarzyła i wróciła do rzeczywistości, ale o tym może za chwilę. 

Ten wyjazd był mi bardzo potrzebny. Pisałam o tym w rocznym podsumowaniu, które stało się jednym z moich ulubionych postów, bo jest pisane na maksa z serducha! Nie mogłam się doczekać, by móc je w końcu napisać. Wracając jednak do wyjazdu... To zadziwiające, jak niewiele potrzeba mi do szczęścia. Idąc na plażę, w chwili, gdy moim oczom ukazało się spokojne morze wiedziałam, że w tym momencie mam wszystko. Pokonałam pociągiem ponad trzysta kilometrów, by poczuć szczęście, które opiera się na piasku i wodzie 😉 I wiem, że dla wielu z Was może się to wydawać niedorzeczne, ale ja nie wnikam w to, co kogo cieszy, prawda? Jesteśmy na tyle różni, że odpowiedzi byłoby mnóstwo.
Spędziłam więc kilka dni nad Bałtykiem, ciesząc się byciem sama ze sobą, spacerując po plaży, odwiedzając ulubione miejsca. Jeden z tych dni nawet udokumentowałam godzina po godzinie! Wiem, że to była najlepsza decyzja i cudne rozpoczęcie roku! Morze zimą jest piękne!

Z ciężkim sercem, ale i spokojem w nim wróciłam i bach! Życie przypomniało o sobie dość brutalnie. W kilku ostatnich postach 'tu i teraz', a także we wspomnianym podsumowaniu roku pisałam, że nie do końca potrafię radzić sobie z rozczarowaniami, choć nie powinny być one dla mnie niczym nowym. I nieśmiało mogę po tym miesiącu powiedzieć, że nie zaszyłam się w 'kokonie' nostalgii, jak to miałam zwykle w zwyczaju. Przy pierwszym uderzeniu od razu wygadałam się osobie, której wiele zawdzięczam od ponad pół roku, a przy drugim krew się we mnie zagotowała z ogromnego poczucia niesprawiedliwości, ale jednocześnie dostrzegłam plusy nowej dla mnie sytuacji. Poradziłam sobie, udało mi się. Oczywiście przychodzą chwile smutku, ale odchodzą - jak fale. Jednego dnia burzliwe i huczące, innego delikatne. 


Przetrwam, wiem to. I będzie dobrze! Dzięki ludziom, których mam wokół siebie i za których jestem niesamowicie wdzięczna.

Teraz, kiedy luty już za pasem, a ferie są miłym wspomnieniem, czas ponownie wejść w tryb 'praca', popracować nad sobą i czekać na wiosnę. Tęskno mi już za ciepłem, dłuższymi dniami... ciekawa jestem, czy pogoda też będzie nas tak rozpieszczać jak rok temu. W ogóle to chyba normalne, że w styczniu, czyli jakby nie patrzeć na początku roku, zastanawiam się, jaki będzie ten rok. Na wiele rzeczy nie mam wpływu i to czasem jest naprawdę frustrujące, ale jedyne co mogę, to zacisnąć zęby i ruszać dalej! Chciałabym więcej podróżować po Polsce, spędzać czas z ludźmi. Jednocześnie z takich 'przyziemnych' spraw, chciałabym więcej czasu poświęcać blogowi i scrapbookingowi, który ostatnio trochę poszedł w odstawkę. Na razie pracuję nad tym, by wspomnienia z tego roku były dokumentowane w albumie na bieżąco i myślę, że będę Wam tu pokazywać co nieco z mojego Project Life'owego projektu. Poprzednie posty albumowe zawsze możecie podejrzeć tutaj

Mam też w planach kino minimum raz w miesiącu. Zbyt wiele filmów uciekło mi z wielkiego ekranu przez kilka ostatnich lat, bo miałam iść i nie szłam. Od wakacji jest w tym temacie lepiej, więc można spróbować. Na początku miesiąca, kiedy to rok nie zaczął się tak, jak powinien, moją receptą było wracanie do ulubionych komedii z pysznym brownie do kompletu 😉



Dostrzegam w sobie potrzebę wychodzenia poza to, co znałam do tej pory, chęć podróży, poznawania nowych rzeczy. Jak to mówią, lepiej później niż wcale. Nie mogę się doczekać tego, co mnie czeka, choć tak naprawdę nie wiem dokładnie co to będzie! Czekam na wyjazd do Krakowa na Art&Craft - obym tym razem mogła tam pojechać, spotkać się z kreatywnymi dziewczynami i pozachwycać scrapbookingowymi cudownościami...



Styczeń kończę bilansem na plus mimo życiowych wichur i burz. Liczę, że luty będzie spokojniejszy, choć odrobinę i przyniesie wiele fantastycznych wspomnień! Życzę Wam, by również dla Was był to dobry miesiąc!




wtorek, 15 stycznia 2019

Hour by hour - wersja zimowa!

Hour by hour - wersja zimowa!

Połowa stycznia za nami, więc to chyba najwyższy czas przywitać się w 2019 roku, prawda? Dzisiejszy post nadaję do Was z mojego ukochanego miasta - Gdyni! Udało mi się spełnić mały cel wyjazdowy i raczę się morskimi widokami poza sezonem.

Pamiętacie może mój poprzedni post ze zdjęciami godzina po godzinie? Rok temu nie udało mi się podobnego zrobić, a pomysł by powstał ten, narodził się w mojej głowie dzień przed wyjazdem.

Zapraszam do oglądania!



7:05 - czas wstawać! Z utęsknieniem czekam aż o tej godzinie będzie już nieco jaśniej, ale nie jest źle - w końcu wyruszam dziś w trasę.



8:11 - prywatna kontrola bagażowa, sprawdzenie, czy nie zapomniałam o czymś mega ważnym i czas na dworzec!




9:17 - z niewielkim opóźnieniem, ale ruszyłam! Poznań żegna mnie słońcem.




10:17 - ja cieszę się takimi sielskimi widokami w trasie, a zewsząd docierają do mnie informacje, że w Poznaniu śnieg.




11:15 - podróż trwa. Prócz widoczków i drzemek, warto też czasem coś przekąsić.




12:44 - melduję się u celu! Czas na ogarnięcie bagażu i...




13:34 - przywitanie się z morzem! Żaden tam obiad, zakupy, odpoczynek. Musiałam sprawdzić, co słychać na często przeze mnie podglądanej w internecie plaży. Jak widzicie spokój, cisza, zen - poza wiatrem, który zacinał ostro.




14:39 - pora na coś dobrego. Łosoś, ciepły kominek za mną, prawie pusta restauracja - idealnie!




15:28 - a ta znów tutaj! Jak miałam tu nie przyjść jeszcze raz? Nadal wieje, ale przynajmniej nie dostaję po twarzy krupą śnieżną - da się przeżyć.




16:08 - no dobra, czas się trochę rozgrzać - oczywiście w mojej ulubionej gdyńskiej kawiarni. Do sernika, (po raz pierwszy) kawa z dripa! W głowie się nie mieści!




17:02 - z fryzurą potarganą przez wiatr ogarniam bagaż i idę trochę odpocząć w 'bazie'.




18:19 - dość tego słodkiego lenistwa - czas się przejść!




19:22 - obowiązkowy przystanek - sklep Tiger! Wizyta zakończona sukcesem i niekupieniem wszystkiego co wpadło mi w oko!




20:08 - czy ja powiedziałam, że to koniec morza na dziś? No właśnie - pora na wieczorny spacer brzegiem plaży.




21:08 - dobra, teraz już nigdzie nie wychodzę. Herbata, sweter i zgranie zdjęć z całego dnia.




22:00 i dalej - obróbka fotek do tego wpisu, zapiski w plannerze, jeszcze jedna herbata i dobranoc!



Cieszę się, że niemal w ostatniej chwili przypomniałam sobie o tym rodzaju postu. Może tym razem uda się robić taki dzień ze zdjęciami raz na pół roku? Zachęcam Was do zabawy - nawet jeśli nigdzie tego nie opublikujecie albo nie pokażecie każdej godziny, to i tak może to się okazać dla Was fajną zabawą!


Zmykam zrobić sobie jeszcze jedną herbatę i dalej cieszyć wyjazdem!



Copyright © 2016 Martushkowo , Blogger