piątek, 26 października 2018

Nienamacalna pasja - chóralistyka

Nienamacalna pasja - chóralistyka

Pasje mogą być różne. Mogą pochłaniać masę czasu lub pieniędzy, ale łączy je jedno: napędzają nas do działania i są czymś co pomaga nam odreagować stres czy oderwać się od problemów. Pasja to coś więcej, niż zwykłe 'lubienie' czegoś. To takie lubienie, które nas do siebie przyciąga i przenika. Woła po nocach, gdy wszyscy śpią, siedzi w głowie z masą dźwięków, których nie sposób nie słyszeć, jest obecne na każdym zdjęciu. 
To nienazwane 'coś' widać u ludzi, którzy 'to' mają - kiedy opowiadają o tym z wypiekami na twarzy i nieposkromionym entuzjazmem, kiedy cieszą się jak dzieci z czegoś przydatnego ich pasji, kiedy są w stanie wiele poświęcić dla tego, co jest dla nich ważne. 
Widziałam to u mojego Taty, kiedy miał w rękach nowy aparat fotograficzny, widzę to u mojej Mamy, kiedy angażuje się w społeczne działania na rzecz innych, widać to u mnie kiedy opowiadam o swoich papierowych tworach. 
Tego nie da się opisać, bo ta miłość jest po prostu zauważalna niemal od razu. Specjalnie nie używam tutaj słowa 'hobby', bo mam wrażenie, że spłyca wartość tego, co lubię i robię. 
Na przykładzie mojej rodziny, możecie zauważyć, że pasja ma różne oblicza. I często jest tak, że nie zamykamy się tylko na tą jedną jedyną, ale oddajemy po kawałku naszego serca różnym obszarom naszych zainteresowań. Tak jest i u mnie.

Jeżeli trochę znacie mojego bloga lub przejrzycie go nieco w tył, to zauważycie że lubię scrapbooking. Stał się on moją pasją trzy lata temu i dzięki niemu teraz piszę i publikuję w internecie. Gdybym nie połknęła bakcyla, czy wrzucałabym tu kartki, boxy, albumy? Oczywiście, że nie! Po co pisać o czymś, czego się nie lubi i 'nie czuje'?
Poza papierowym szaleństwem, które dołączyło stosunkowo niedawno do moich zainteresowań, mam też takie, które jest ze mną od dawna - muzykę. I to właśnie jej, a konkretnie muzyce chóralnej poświęcę ten wpis. 

Muzyka w ogóle towarzyszy mi od zawsze. Choć nie wychowałam się w rodzinie muzyków, to w naszym domu nigdy nie było cicho. Już zawsze będę słyszała bluesowe kawałki puszczane na cały dom przez Tatę. On je uwielbiał, my z Mamą niekoniecznie 😉 Jednak nie przeszkadzałyśmy mu w tym i dobrze, bo teraz tych bądź co bądź nielubianych dźwięków (i ich fana) nam brakuje.
Natomiast moje pierwsze zapamiętane muzyczne wspomnienia z dzieciństwa, to gra na małym, różowym pianinku, a także namiętne oglądanie i tańczenie do 'The Lord of the dance'. Zresztą do dziś uwielbiam tę muzykę. 
Potem przyszedł czas szkoły muzycznej i trwał on naprawdę długo, bo aż trzynaście lat! (zaczęło się od zerówki)
Zadano mi niedawno pytanie, czy żałuję tych wszystkich lat spędzonych na nauce muzyki i wiecie co?

Nie. 

Bo oczywiście, mogłam iść do zwykłej podstawówki, potem do gimnazjum na profil geograficzny (tak, kiedyś miałam takie myśli), a później do jakiegoś liceum. Ba! Ja przecież po maturze chciałam iść na meteorologię! Pisałam o tym w poście odpowiadającym na pytanie 'co po maturze?' I choć jestem bardzo ciekawa, jak wyglądałoby moje życie po meteorologii, to jestem przekonana o słuszności swojej decyzji, by nie przerwać muzycznej edukacji.


Rozwinięciem mojej pasji jest chóralistyka. 
Towarzyszy mi od podstawówki, gdzie część była w orkiestrze, a inni w chórze. Od tamtego czasu, a będzie to już piętnaście lat (!) mam ciągły kontakt ze śpiewaniem, co uważam za jedną z lepszych rzeczy, jaka mnie mogła spotkać w życiu.To muzyce chóralnej poświęcałam dużo czasu na studiach, a niezmiennie od ośmiu lat śpiewam w chórze, który był ze mną podczas moich dyplomów na Akademii Muzycznej. 

Śpiewanie w zespole, szczególnie amatorskim lub półprofesjonalnym uczy pokory. I jest to moim zdaniem
najlepsza lekcja dla wykształconego muzyka, jaką może otrzymać. Nie praca z przeponą, nie ćwiczenia oddechowe, czy poszerzające skalę, nie. Właśnie współtworzenie czegoś z ludźmi, dla których nie wszystko jest oczywiste. Nie zrozumcie mnie źle - nie jestem Alfą i Omegą, nie wiem wszystkiego. Chcę po prostu powiedzieć, że będąc w chórze, gdzie nie wszyscy czytają (znają) nuty, a praca nad utworem zajmuje niekiedy naprawdę dużo czasu, uczymy się ciężkiej pracy i zrozumienia dla innych. Będąc wykształconym muzykiem możemy zatracić radość i świeżość w obcowaniu z muzyką. Śpiewanie z innymi pomaga nam to odzyskać i być oparciem dla niepewnych głosów, co często przyśpiesza pracę nad partią. 


Nigdy nie żałowałam bycia z tymi ludźmi. Z niektórymi znam się od początku, widziałam jak chór się niejednokrotnie 'przebudowywał', przeżyłam mnóstwo przygód - konkursowych, wyjazdowych i takich zwykłych na próbach. To moja odskocznia po ciężkim dniu: w szkole, na studiach, a teraz - w pracy. Przygotowywałam z nimi repertuar na dwa koncerty dyplomowe, przeżywaliśmy to razem! Nie zawsze było łatwo, ale daliśmy radę! Jesteśmy jak rodzina - śmiejemy się, ale i czasem sprzeczamy. Wspólnie jeździmy na występy, a 'po godzinach' spędzamy czas przy planszówkach lub na... karaoke - to tak, jakby ktoś się zastanawiał, czy śpiewanie nam się nie nudzi 😉

Najlepsze jednak jest wspólne tworzenie muzyki - kiedy wiele dźwięków tworzących osobne melodie nagle składa się razem i brzmi niesamowicie! To taki rodzaj połączenia, który trudno opisać. Nie jest czymś namacalnym, ale dotyka serce z taką mocą, że porusza w nim najbardziej skryte emocje. Doświadcza tego słuchacz, ale również wykonawca! 

I oczywistym jest, że niektóre utwory 'czuje się' bardziej. Tymi, które są mi szczególnie bliskie z różnych względów, podzielę się już niedługo! Chcę im poświęcić więcej niż jedno zdanie, a nie miałam serca upychać ich w tym poście. 


Jakie są Wasze pasje? Podróże, muzyka, piłka, a może coś oryginalnego? Chętnie się tego dowiem! 


sobota, 13 października 2018

W różu z chrzcielnicą

W różu z chrzcielnicą

Nareszcie piątek! Ten tydzień minął mi bardzo szybko i intensywnie, dlatego cieszę się na weekend, który również nie będzie leniwy.
Wydaje mi się, że tym exploding boxem kończę odkopywanie się z sierpniowej twórczości. Dzisiejsze pudełko, to pamiątka z okazji chrztu. Postawiłam na sprawdzone połączenie kolorów i papierów z Galerii Papieru, a do tego dołożyłam na pudełku delikatną koronkę. W środku jak zwykle najwięcej dzieje się na środku, gdzie gwiazdą jest cudowna chrzcielnica od Crafty Moly. No muszę to znów powiedzieć, uwielbiam ich tekturki! 

No dobra, koniec zachwytów, czas na szczegóły: 






Na dziś to tyle. Mam nadzieję, że do przeczytania już za tydzień!


piątek, 5 października 2018

Jesienny ślub

Jesienny ślub

Ach, październik... Lubię ten miesiąc, jest chyba najbardziej jesiennym ze wszystkich. Właśnie dlatego, kiedy szukałam pomysłu na nową kartkę ślubną nie musiałam długo się wysilać - jesienny klimat mocno mi się udzielił!

Ten komplet to miks różnych papierów i dodatków, ale bardzo mi się podoba efekt końcowy!
Wykorzystałam tu nowości od Studio Forty z najnowszej jesiennej kolekcji: papier i małe drewniane słoje drewna. Co do tych drugich, to od razu wiedziałam, że ich tu użyję - świetnie ożywiły typową kwiatową scenerię, podobnie jak te drobne kuleczki, które już jakiś czas czekały na swoje pięć minut.


Zobaczcie szczegóły:









Udanej jesieni! 


Copyright © 2016 Martushkowo , Blogger