niedziela, 30 grudnia 2018

Podsumowanie roku 2018

Podsumowanie roku 2018

Wybierając słowo na 2018 rok miałam naprawdę duży problem. Po 2017 i 'rozwoju', który idealnie się wtedy sprawdził chciałam utrzymać ten stan, ale jednocześnie oprzeć się na jakimś nowym słowie przewodnim. Długo nie mogłam się na nic zdecydować i w końcu decyzję oparłam na tym, do czego chciałam dążyć przez wymyślony w styczniu remont. Potrzebowałam w swoim życiu prostoty i zneutralizowania swojego otoczenia. Stąd też prostota wydawała mi się w tamtym momencie dobra. 

Pamiętam doskonale 1 stycznia. Usiadłam przy biurku i kiedy większość miasta odsypiała sylwestrowe szaleństwa, ja spisałam cele na nowy rok. Były to realne do wykonania sprawy, które podzieliłam na kategorie: osobiste, praca, przestrzeń. 

Zgadnijcie, w której nawaliłam po całości?

Tak, w osobistych. 

I moglibyście teraz powiedzieć, że co to za ironia, bo przecież trąbię Wam już od lipca, jak to ludzie zmienili moje życie itd, wiecie bla, bla, bla. 
Bo to wszystko prawda. 

Z tym, że nie byli to ci sami ludzie, których ujęłam we wspomnianej kategorii. Na początku roku miałam jeszcze nadzieję i patrzyłam na pewne sprawy zbyt optymistycznie. Prawda jest taka, że wszystko się sypało. Wiedziałam o tym doskonale, choć jeszcze nie miałam odwagi tego przed sobą przyznać. Z tygodnia na tydzień wiele spraw nawarstwiało się, tworząc przytłaczający ciężar, który przybierał na sile. 
W styczniu rozpisywałam szczegółowo co mogę zrobić, by zmienić i poprawić to, co już jest, a w czerwcu większość z tych zapisków przestała obowiązywać przez podjęcie pewnej decyzji i poważne kroki w moim życiu. 

To właśnie wtedy, w połowie roku zrozumiałam, że to nie prostota prowadzi mnie od kilku miesięcy...


Odwaga

Towarzyszyła mi podświadomie, w wielu małych rzeczach szczególnie od stycznia, gdy postanowiłam całkowicie odmienić przestrzeń, w której żyję i zrobić remont. 

  • Zmiana zieleni i błękitu na biel i drewno. 
  • Pytania i zdrowa ludzka ciekawość.
  • Podjęcie przełomowej decyzji. 
  • Otwarcie się na nowe znajomości.
  • Próbowanie nowych rzeczy.
  • Korzystanie z życia. 

To duży skrót, ale bez odwagi, nie byłoby żadnej z tych rzeczy. Tkwiłabym w tym samym miejscu, uśmiechając się, ale jednocześnie czując ciężar coraz bardziej przygniatający mnie od wewnątrz. Przez pierwsze półrocze czułam wyraźnie ten narastający ładunek, ale zawalczyłam o siebie, zrzuciłam balast, odżyłam i... przeżyłam rozczarowanie. Bo nie było tak, jak się zapowiadało. 
Powiem Wam, że choć powinnam być już od kilku lat do tego przyzwyczajona, to ZAWSZE boli to tak samo. Sama się sobie dziwię, że znalazłam siłę i potrafiłam jakoś zaakceptować pewną konkretną informację, której się dowiedziałam. Do teraz nie mam pojęcia jak to zrobiłam - może po prostu nie przesłoniło mi to chęci poznania osoby, której ta sprawa dotyczyła? Można powiedzieć, że do teraz spotykają mnie mniejsze i większe rozczarowania tak jak dzisiaj, w sobotni wieczór, kiedy piszę te słowa i kiedy już byłam przekonana, że pewne sprawy się wyjaśniły. 


LUDZIE

Człowiek to jest ciekawa istota. Każdy rozumie pewne rzeczy na swój sposób. Nauczyłam się, że niektórym osobnikom (tak, o facetach mówię), trzeba powiedzieć wprost, pięć razy coś, żeby dotarło. Niestety, nawet jeśli mi się wydaje, że mówię o czymś wprost, to później wychodzi na to, że zostawiam coś w zawieszeniu. Grrr... Może wydaje się Wam, że jest mi lekko o tym pisać, ale nie, bo to cholernie boli od środka. 

Osoby w moim otoczeniu często mi mówią, że jak zwykle jestem pełna optymizmu, co jest oczywiście stuprocentową ironią, bo musicie wiedzieć, że należę do tego typu osób, które wolą się nastawić na najgorsze, by później pozytywnie się zaskoczyć. Nie walczę z tym, tak już mam. Stąd pewnie wzięło się u niektórych postrzeganie mnie jako osoby smutnej. To kim jesteśmy jest składową wielu czynników, nie tylko pierwszego wrażenia. Dlatego wspólne poznawanie się, czy to w żartach, w poważniejszych sytuacjach lub po prostu w normalnym życiu jest takie ważne.

Możemy dowiedzieć się, że mamy taką samą pasję, że lubimy taką samą muzykę... Możemy doświadczyć, jak przyjemnie się z kimś tańczy, zwłaszcza, gdy patrzą na nas sami pięćdziesięciolatkowie 😉 Możemy słuchać pewnych osób godzinami, chcieć dowiadywać się o nich więcej i więcej... nie ze wścibstwa, tylko z czystej chęci poznania tego kogoś. Możemy dostrzegać różne drobiazgi u drugiej osoby: zmarszczki wokół oczu, gdy się śmieje, to, że mamy podobne poczucie humoru, które tylko my rozumiemy... Wiele jest takich spraw, a one mają wpływ na nasze relacje międzyludzkie. Przekonuję się o tym, jak ważne jest to dla człowieka. Drugi człowiek. Otwarcie się na niego. Bez tego, bez ludzi, nie pisałabym dziś tych słów. Tak naprawdę nie wiem, co bym teraz pisała, bo staram się skupiać i być wdzięczna za moje 'tu i teraz', które choć niepozbawione wspomnianych wcześniej rozczarowań, jest o niebo lepsze od poprzednich lat. 


Tu również wielki wpływ na te relacje miała odwaga. Bo bez niej byłoby niewiele z tego, co się wydarzyło. I cieszę się ogromnie, że w moim życiu pojawiły się nowe osoby, które zastąpiły tych, którzy przestali być jego częścią. Dzięki tym osobom pojawiły się wypady na karaoke, planszówki, śpiewanie gdzie się da i spacery po Poznaniu - dziękuję Wam! ❤️



PODRÓŻE

Innym aspektem tej odwagi były podróże. No, może i nie było ich jakoś dużo w tym roku, ale warto zauważyć, że odważyłam się pojechać na drugi koniec Polski tylko po to, by móc po dziesięciu latach ponownie zobaczyć ukochany musical! Nowe miejsce, nowa trasa wśród tych, którymi regularnie jeżdżę PKP. Ekscytacja podwójna - i podróżą i spektaklem. Żal było wracać! Gdybym mogła, zostałabym w klimacie tego widowiska jeszcze przez kilka godzin... 
Do tej pory do podróżowania podchodziłam dość obojętnie - chyba, że celem miała być jakaś nadbałtycka miejscowość, wtedy cieszę się zawsze tak samo mocno! 

W tym roku polubiłam podróże. I tak, jak wspomniałam - dużo ich nie było, nie obleciałam połowy świata, ale cieszę się z każdej z nich. Białystok, Grabie, Gdynia, Gniezno... Poza tym pierwszym wyjazdem, wszędzie towarzyszyli mi ludzie, w większości osoby z chóru. Wspólne śpiewanie, wygłupy, przygody - to wszystko czyniło te podróże jeszcze ciekawszymi i niezapomnianymi. I choć niektóre mogłyby trwać dłużej niż dzień, to i tak pozwoliły mi na kilka godzin oderwać się od codzienności. To pokazuje, że pasja łączy, niezależnie od okoliczności i miejsca, w którym się znajdujemy. Jesienią poczułam, że potrzebny jest mi wyjazd. Taki reset dla mózgu, odpoczynek od tego, co mam na co dzień. Zobaczymy co z tego wyjdzie, czas pokaże. 



BLOG

Było o ludziach, podróżach, warto więc dodać jeszcze kilka słów o blogu, który cóż... mógłby się mieć lepiej. Były w tym roku miesiące, gdzie leciałam na petardzie, posty dodawane regularnie, mieszanka scrapbookingu i lifestyle'u, ale grudzień okazał się porażką. I w pewnym momencie... odpuściłam. 

Odważyłam się na to, zamiast silić się na wrzucanie tu czegokolwiek. Pomijając ten nieciekawy blogowo miesiąc, to bilans wyszedł mi na plus. Choć odwiedzin i wyświetleń postów nie było tyle, co rok temu, to liczą się Wasze wartościowe komentarze i reakcje, czy to bezpośrednio pod wpisami, czy na facebooku lub w wiadomościach prywatnych. Najciekawszymi dla Was postami (no i też moimi ulubionymi) stały się te życiowe, które wpadały mi do głowy spontanicznie, bez wcześniejszego planowania. Dwa z nich podlinkowałam wyżej (o smutnej duszy i pasji), tu podrzucę jeszcze trzy:



Dużym zaskoczeniem była dla mnie informacja o tym, że stałam się dla kogoś inspiracją, że dziękuje mi za te kilka słów, które napisałam. Tak było szczególnie w przypadku postu o akceptacji, którego wrzucenie było dla mnie aktem odwagi. Może się Wam wydawać, że to nic takiego, ale wierzcie - każdy z nas ma inny próg tolerancji samego siebie. Dlatego dziękuję Wam za wszystkie reakcje, a także za to, że śledzicie martushkowy kącik ukradkiem. To wiele dla mnie znaczy! Pozdrawiam również moich uczniów, bo wiem, że niektórzy mnie podczytują, choć nie wiem dlaczego 😋



Bycie inspiracją okazało się dla mnie czymś zupełnie nowym, natomiast wśród osób, które mnie inspirują, nie ma jakiś większych zawirowań. 

Nadal regularnie czytam/słucham/oglądam:

  • Panią Swojego Czasu - Ola przekazuje tyle energii i wiedzy, że to się nie dzieje! Polecam jej posłuchać, bo potrafi nieźle otworzyć oczy!
  • Lifemanagerkę - tu bez zmian. Uwielbiam vlogi Agnieszki, z chęcią wracam do tych wcześniejszych i żałuję tylko, że nie mam tyle samozaparcia, by częściej próbować publikowanych przez nią przepisów!


INNE

Zawirowanie natomiast dokonało się w mojej szafie! Już rok temu, podjęłam pierwsze próby przejścia na capsule wardrobe. Najlepiej sprawdziło mi się to latem i w tym roku było podobnie. Dorzuciłam do tego kilka spódniczek, no bo nie będę się przecież kisić w spodniach jak na dworze tropiki. Tak sobie je nosiłam i tak mi jakoś zostało do teraz. A konkretniej - przerzuciłam się całkowicie na spódniczki i sukienki! Kiedyś było to dla mnie coś niewyobrażalnego, a teraz okazało się czymś zupełnie naturalnym. Stuknęły mi już cztery miesiące bez spodni i póki co licznik leci dalej! 
Dzięki tej zmianie odkrywam, że w takim stroju również można się czuć komfortowo. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet bardziej! Sukienki i spódnice dodają tego czegoś, co sprawia, że lepiej się czuję, a do tego są bardzo uniwersalne, bo pasują właściwie wszędzie. 




To niesamowite, ile może się zmienić w ciągu roku. Ilu ludzi możemy poznać, ile rzeczy odkryć, jak bardzo niektóre sprawy potrafią się skomplikować przez niedopowiedzenia, a inne rozwiązać raz na zawsze. Ile w nas samych może się zmienić i jakimi po tym roku możemy być ludźmi. Nie powiem, że boję się 2019, ale czuję narastającą ekscytację jaki będzie! 


Życzę Wam i sobie tylko jednego - żeby nie był gorszy od mijającego!


Copyright © 2016 Martushkowo , Blogger