piątek, 27 lipca 2018

Tu i teraz - lipiec

Tu i teraz - lipiec

To był zdecydowanie najbardziej towarzyski miesiąc od baaaardzo dawna! Na tym stwierdzeniu mogłabym zakończyć i nie pisać dalej, jednak co nieco rozwinę i dopowiem - bo chcę i muszę! Choć ostrzegam, że tym razem może być nieco monotematycznie, ale ten raz spróbujcie to przeżyć, ok? 


Bo w tym miesiącu główną rolę grali... ludzie. Lipiec od kilku lat był dla mnie wyjątkowym miesiącem, ale pewne zmiany sprawiły, że na jego początku bałam się jak to będzie. 
Na szczęście podczas wyjazdu z chórem, który miał miejsce na przełomie czerwca i lipca dostrzegłam jak fajnych i różnych ludzi mam wokół siebie. Mimo, że śpiewając łączymy się w jeden chór, to poza nim jesteśmy różni - mniej lub bardziej rozrywkowi, o różnych lub podobnych zainteresowaniach... Uświadomiłam sobie dzięki temu, jak bardzo brakowało mi kontaktu z ludźmi. Takiego luźnego, momentami naprawdę spontanicznego: 'Za godzinę koncert? Zajmij mi miejsce!' 


Jestem wdzięczna za wieczory spędzane przy otwartym oknie i możliwość zatracenia się w chmurach, które leniwie płyną po niebie. Dziękuję za możliwość spędzania czasu ze znajomymi, bo jestem w takim momencie, że bardzo tego potrzebuję. I choć nie wszystko jest tak, jak bym chciała i małe szpilki rozczarowań raz po raz wbijają mi się w serce nieco mnie dobijając, to dziękuję za nasze wyjścia, rozmowy na tematy ważne i nieważne. To wszystko pozwala mi spojrzeć na świat z innej perspektywy i przekonać się, że może być inaczej. Dziękuję za osoby, które rzucają inne światło na 'mój' świat i mimo mojej rzekomo 'smutnej duszy' sprawiają, że dobrze się bawię.
Nie jest do końca idealnie dla mnie, ale jest inaczej. A rozwijając na chwilę temat rozczarowań, to niestety i takie się pojawiły. Mniejsze i większe, ale wszystkie niespodziewane. I o ile z większością jakoś się pogodziłam, to jedno we mnie siedzi i daje o sobie znać, mniej lub bardziej.

Bo wiecie jak to jest, kiedy wydaje Wam się, że dobrze znacie daną osobę, rozumiecie się niemal bez słów, a potem... tych słów już w ogóle nie ma, obietnica zostaje złamana i wychodzi na to, że tak naprawdę nie znaliście tego kogoś. To jak dostać obuchem, ale w serce, które się przed kimś otworzyło. Bo de facto wróciło się do punktu wyjścia sprzed kilkunastu lat - jest tak, jakbyśmy się nie znali.
Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego.
Wiem, że będzie bolało, ale z czasem coraz mniej.
Wiem też, że to mnie wzmocni i wyciągnę stosowną lekcję na przyszłość, ale póki co, trudno jest mi uwierzyć, jak bardzo się pomyliłam...


Obserwowanie i słuchanie innych, ale przede wszystkim siebie, to małe kroczki, które w ramach tej lekcji wykonuję. Obserwuję ludzkie zachowania, które pod wpływem różnych sytuacji często się zmieniają, dostrzegam w ludziach pasję i energię do działania - to wszystko jest niesamowite! Widzę, że mają swoje zainteresowania - wcześniej to nie było takie oczywiste, wierzcie mi. Sama też czuję się inaczej kiedy wiem, że ktoś czyta moje wystukane na klawiaturze po nocy przemyślenia i się do nich odnosi albo kiedy podrzuca mi pomysły na tytuł kolejnego posta. Cieszy mnie docenienie tego, co robię przez innych. Mam wtedy poczucie, że moje działanie nie jest do końca bezsensowne, a niestety takie momenty były, są i jeszcze nie raz będą. 

A co do słuchania w takiej bardziej tradycyjnej, czyli muzycznej formie, to w lipcu królowały dwie rzeczy: repertuar chóralny i... karaoke! Ten pierwszy został przez nas przemielony wzdłuż i wszerz podczas wypadów na miasto, czy do kina (wiecie, jaka fajna jest akustyka na parkingu centrum handlowego po 23-ej? No właśnie!). Co się zaś tyczy drugiego, to fajnie jest posłuchać znajomych w takich zwykłych, popularnych kawałkach, kiedy modulują swoim głosem na różne sposoby.
Jeżeli jeszcze nigdy nie byliście na karaoke (a wierzę, że są takie osoby, bo ja miesiąc temu miałam to jeszcze przed sobą!), to polecam, bo to świetna zabawa 😊




Korzystając z długieeeeeego wolnego pracuję nad sobą, nad ułożeniem sobie pewnych rzeczy w głowie i wyciąganiem wniosków. Uczę się życia mimo tego, że mam już 26 lat. Na to nigdy nie jest za późno. Jest to raczej praca wewnętrzna, ale potrafi być nieraz trudniejsza od tej widzianej z zewnątrz. Ostatnio doszłam do wniosku, że coś mi nie gra ze słowem, które wybrałam sobie na ten rok, dlatego je zmieniłam. O tym, czy mi się sprawdzi napiszę w grudniu, w rocznym podsumowaniu. Jestem mega ciekawa co z tego wyjdzie! 😊 

Póki co nie mogę się doczekać wyjazdu nad morze, który już coraz bliżej! Na szczęście mewy, które latają i skrzeczą nad moim blokiem, skutecznie wprowadzają mnie w nadmorski klimat. Do tego czeka mnie sporo pudełkowych zamówień, więc będę miała co robić!

Jeszcze przed końcem wpisu z takich ciekawostek powiem Wam, że kilka dni temu minęło sześć lat od kiedy zostałam organistką! Nie mam pojęcia kiedy to zleciało, ale to naprawdę fajna przygoda i praca, która trwa!

Mimo różnych sytuacji bilans lipca wychodzi na plus. Czuję się dobrze, bo niemiłe doświadczenia zostały zrekompensowane wieloma dobrymi. Wszystkim, dzięki którym nie nudziłam się w tym miesiącu po prostu dziękuję!




niedziela, 22 lipca 2018

Chrzest Dionizego

Chrzest Dionizego


Ostatnio jakoś tak wyszło, że mało tworzę, a więcej piszę o życiowych sprawach - bywa i tak. Jeśli już jednak coś kleję, to w większości są to exploding boxy. W tym wpisie pokażę jeszcze prawie ciepłe pudełeczko na dzisiejszy chrzest małego Dionizego. 


Kiedy zapytałam o kolorystykę pamiątki dowiedziałam się tylko, że mogę się zasugerować imieniem dziecka, które (jak już mogliście chwilę wcześniej przeczytać) jest dość oryginalne dla współczesnego bobasa 😉 Poza kolorem niebieskim, po głowie krążył mi też brązowy. I tak dumałam jak to połączyć i się udało, bo znalazłam w swoich zasobach delikatny papier, który ozdobił zewnętrzną stronę boxa. Kolor całości dopasowałam do zdjęcia chłopca, które miało stanowić integralną część pracy.

Łapcie szczegóły:










To tyle na dziś, a w przyszłym tygodniu zapraszam na podsumowanie lipca, czyli 'tu i teraz' w lekko zmienionej formie. 


piątek, 13 lipca 2018

Potrójne, nauczycielskie 'dziękuję'

Potrójne, nauczycielskie 'dziękuję'

Środek lipca, wakacje trwają w najlepsze, ale na chwilę zmącę ten spokój kartkami, które wykonałam dla koleżanek z pracy. Jak już pisałam życie nauczyciela stażysty łatwe nie jest, więc każda pomoc się liczy. A dostałam jej naprawdę sporo! Stąd i kartki. Utrzymane w podobnym stylu kompozycyjnym, ale każda nieco inna, bo dopasowana do nauczycielek. 

 








Dziś więcej papieru niż treści, ale czasem i tak wyjdzie.
Trzymajcie się! 

sobota, 7 lipca 2018

O słuchaniu siebie i wewnętrznej nudzie

O słuchaniu siebie i wewnętrznej nudzie

W miejscu tego wpisu miał się pojawić inny: o chórze lub z kolejną porcją kartek. Jednak życie decyduje trochę za nas i dlatego dziś znów napiszę krótko o działaniu i słuchaniu... siebie. 

Copyright © 2016 Martushkowo , Blogger