Zanim otworzyłam okno do napisania tego wpisu, cofnęłam się w czasie i przypomniałam sobie, co działo się u mnie w styczniu zeszłego roku. Szykował się remont, który oczywiście miał być poprzedzony wieeeeeelkim odgracaniem się. Zbliżały się ferie, miałam różne plany, w ogóle było inaczej - nie znaczy, że źle! Po prostu inaczej.
I wiem, że czytając ten post za rok też będzie inaczej, bo jedyna rzecz stała to zmiana. Do pewnych rzeczy się wraca, ale pojawiają się w naszym życiu nowe. Nowe doświadczenia, osoby... I tak przy akompaniamencie płyty, do której wróciłam po latach, piszę do tej garstki z Was, która tu ze mną jest, ale i dla siebie. Bo dobrze jest wrócić po czasie do tego, co było.
Wracam też do mojego wyjazdu nad morze sprzed dwóch tygodni. Mam sporo nowych doświadczeń z tego wyjazdu i jestem szczęśliwa, że pojechałam. Choć po powrocie życie postanowiło mnie dwukrotnie kopnąć żebym za bardzo się nie rozmarzyła i wróciła do rzeczywistości, ale o tym może za chwilę.
Ten wyjazd był mi bardzo potrzebny. Pisałam o tym w rocznym podsumowaniu, które stało się jednym z moich ulubionych postów, bo jest pisane na maksa z serducha! Nie mogłam się doczekać, by móc je w końcu napisać. Wracając jednak do wyjazdu... To zadziwiające, jak niewiele potrzeba mi do szczęścia. Idąc na plażę, w chwili, gdy moim oczom ukazało się spokojne morze wiedziałam, że w tym momencie mam wszystko. Pokonałam pociągiem ponad trzysta kilometrów, by poczuć szczęście, które opiera się na piasku i wodzie 😉 I wiem, że dla wielu z Was może się to wydawać niedorzeczne, ale ja nie wnikam w to, co kogo cieszy, prawda? Jesteśmy na tyle różni, że odpowiedzi byłoby mnóstwo.
Spędziłam więc kilka dni nad Bałtykiem, ciesząc się byciem sama ze sobą, spacerując po plaży, odwiedzając ulubione miejsca. Jeden z tych dni nawet udokumentowałam godzina po godzinie! Wiem, że to była najlepsza decyzja i cudne rozpoczęcie roku! Morze zimą jest piękne!
Z ciężkim sercem, ale i spokojem w nim wróciłam i bach! Życie przypomniało o sobie dość brutalnie. W kilku ostatnich postach 'tu i teraz', a także we wspomnianym podsumowaniu roku pisałam, że nie do końca potrafię radzić sobie z rozczarowaniami, choć nie powinny być one dla mnie niczym nowym. I nieśmiało mogę po tym miesiącu powiedzieć, że nie zaszyłam się w 'kokonie' nostalgii, jak to miałam zwykle w zwyczaju. Przy pierwszym uderzeniu od razu wygadałam się osobie, której wiele zawdzięczam od ponad pół roku, a przy drugim krew się we mnie zagotowała z ogromnego poczucia niesprawiedliwości, ale jednocześnie dostrzegłam plusy nowej dla mnie sytuacji. Poradziłam sobie, udało mi się. Oczywiście przychodzą chwile smutku, ale odchodzą - jak fale. Jednego dnia burzliwe i huczące, innego delikatne.
Przetrwam, wiem to. I będzie dobrze! Dzięki ludziom, których mam wokół siebie i za których jestem niesamowicie wdzięczna.
Teraz, kiedy luty już za pasem, a ferie są miłym wspomnieniem, czas ponownie wejść w tryb 'praca', popracować nad sobą i czekać na wiosnę. Tęskno mi już za ciepłem, dłuższymi dniami... ciekawa jestem, czy pogoda też będzie nas tak rozpieszczać jak rok temu. W ogóle to chyba normalne, że w styczniu, czyli jakby nie patrzeć na początku roku, zastanawiam się, jaki będzie ten rok. Na wiele rzeczy nie mam wpływu i to czasem jest naprawdę frustrujące, ale jedyne co mogę, to zacisnąć zęby i ruszać dalej! Chciałabym więcej podróżować po Polsce, spędzać czas z ludźmi. Jednocześnie z takich 'przyziemnych' spraw, chciałabym więcej czasu poświęcać blogowi i scrapbookingowi, który ostatnio trochę poszedł w odstawkę. Na razie pracuję nad tym, by wspomnienia z tego roku były dokumentowane w albumie na bieżąco i myślę, że będę Wam tu pokazywać co nieco z mojego Project Life'owego projektu. Poprzednie posty albumowe zawsze możecie podejrzeć tutaj.
Mam też w planach kino minimum raz w miesiącu. Zbyt wiele filmów uciekło mi z wielkiego ekranu przez kilka ostatnich lat, bo miałam iść i nie szłam. Od wakacji jest w tym temacie lepiej, więc można spróbować. Na początku miesiąca, kiedy to rok nie zaczął się tak, jak powinien, moją receptą było wracanie do ulubionych komedii z pysznym brownie do kompletu 😉
Dostrzegam w sobie potrzebę wychodzenia poza to, co znałam do tej pory, chęć podróży, poznawania nowych rzeczy. Jak to mówią, lepiej później niż wcale. Nie mogę się doczekać tego, co mnie czeka, choć tak naprawdę nie wiem dokładnie co to będzie! Czekam na wyjazd do Krakowa na Art&Craft - obym tym razem mogła tam pojechać, spotkać się z kreatywnymi dziewczynami i pozachwycać scrapbookingowymi cudownościami...
Styczeń kończę bilansem na plus mimo życiowych wichur i burz. Liczę, że luty będzie spokojniejszy, choć odrobinę i przyniesie wiele fantastycznych wspomnień! Życzę Wam, by również dla Was był to dobry miesiąc!