środa, 29 sierpnia 2018

Tu i teraz - sierpień


Tak, jak pisałam w poprzednim poście, zbliża się nieuniknione - koniec wakacji... Muszę sobie jeszcze trybiki przestawić na tryb 'praca' po tych dwóch miesiącach, które były... bardzo dobre.

I tak, jak zmieniłam w środku roku słowo na 2018, tak już teraz mogę śmiało powiedzieć, że główną rolę w 'filmie' z wakacji grali ludzie i... tu i teraz. To dzięki mojej ekipie chóralnej mogłam pewnych rzeczy spróbować po raz pierwszy: karaoke (pamiętacie, jak o tym pisałam miesiąc temu?), śpiewanie... wszędzie, kino letnie... Jeszcze kilka rzeczy mogłabym wymienić.

To był czas nadrabiania życia. Nie boję się tego napisać. Zdałam sobie sprawę, jak ostatnie lata mnie ograniczały, a wyjście 'do ludzi' nie boli i jest naprawdę fajne. Tak, jak spontaniczne działania ze znajomymi. To wszystko było dla mnie bardzo... odżywcze. Zamknięcie za sobą ważnego etapu w życiu było niezwykle trudne, ale wyszło mi na dobre, widzę to coraz wyraźniej każdego dnia. Wiem, że praca i uczenie się siebie będą mi teraz nadal nieustannie towarzyszyć. Nie zawsze jestem gotowa na te lekcje od losu, ale z rozczarowaniami również trzeba sobie umieć radzić.

Poza spotkaniami ze znajomymi udało mi się wyciągnąć mamę nad morze, do naszej ukochanej Gdyni! 💗 Cieszę się, że ta podróż doszła do skutku, bo po zeszłorocznej wyprawie bardzo mocno utwierdziłam się w przekonaniu, że to tam jest moje miejsce na ziemi i zamieszkałabym tam, gdybym tylko mogła... 

Na pewno mnie rozumiecie, jeśli też czujecie mocne powiązanie z jakimś miejscem. Trochę nam się co prawda pokręciły plany, ale ostatecznie odważyłam się spróbować rezerwacji przez Airbnb i wszystko się udało, no a ja przy okazji spróbowałam czegoś nowego. Odkryłyśmy nowe miejsca, wróciłyśmy do starych i duuuuużo chodziłyśmy! Już pierwszego dnia stuknęło nam ok. 17 kilometrów! 
Ten wyjazd nam się po prostu bardzo udał i... przydał. Obie mamy na co dzień swoje zmartwienia, stresy, a podróż i kilka dni całkowitego luzu były wybawieniem. Potrzebowałam się na chwilę 'wyłączyć' od codziennej, poznańskiej rzeczywistości. 
Siedzenie i patrzenie w morze, to kwintesencja detoksu dla mojej głowy. Nic wtedy nie potrzeba - jestem tylko ja i fale. One żyją swoim rytmem, a ja ich. 
Marzę o podobnej wyprawie zimą! Nie byłam jeszcze nad morzem w czasie tej mało turystycznej pory roku, więc może w ferie się wybiorę...? Wszystko przede mną! 😊

Sami więc widzicie, że po tylu dniach luzu, wyjazdach i wielu wieczorach ze znajomymi, nie czuję się jeszcze mentalnie gotowa na powrót do pracy. I mimo, że za kilka dni rozpocznie się czas obowiązków, sprawdzianów, kartkówek, występów i rad pedagogicznych, chciałabym dobrze przeżyć ten rok szkolny w pracy, ale i dalej czerpać z życia tak, jak w wakacje. Cieszyć się wyjściami do kina, na koncert, czy po prostu spacerami... 
I wiecie co? Wiem, że tak będzie! Nie uziemię się w domu, bo niby dlaczego? 


Szczególnie czekam na jesień i jej charakterystyczny chłód. Choć lubię lato, to już się nastrajam na zmianę klimatu. Jesień kiedyś była moją ulubioną porą roku i nadal mam do niej ogromny sentyment, ale po prostu nauczyłam się cieszyć tym, co oferują mi pozostałe sezony. Po cichu liczę na jesienne spacery wśród spadających liści i mam nadzieję, że uda się na taki wybrać. 

Jesień będzie też dobra na wyjścia do kina, których przez wakacje było sporo. Wspomniałam wcześniej o tym, że nadrabiałam zaległości, a to oznacza, że wreszcie mogę napisać, że coś oglądam! "303. Bitwa o Anglię", "La La Land" (tak, wiem że to już było, ale w końcu udało mi się obejrzeć), "Boska Florence", "Ocean's 8", nareszcie coś na dużym ekranie, ze znajomymi. Choć sama też bym poszła i dziwię się, że do tej pory się na to nie decydowałam. Jak widać, do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć.

Co się zaś tyczy słuchania, to w sierpniu królowało u mnie kilka kawałków. Wrzucę je tutaj, bo może uprzyjemnią Wam wrzesień:

  • La La Land - 'City of Stars' w wersji Studio Accantus - pewnie znane, ale zawsze można sobie przypomnieć
  • Dear Evan Hansen - 'Requiem' - odkrycie sprzed kilku dni. Uwielbiam głos tej dziewczyny!
  • Ólafur Arnalds - 'Only the Winds' - początkowo mnie nie porwał, ale kiedy wróciłam do tego utworu po kilku dniach coś zaskoczyło. Wiecie, że ja lubię takie 'smęty', więc chyba nie mogło być inaczej 😉

I na koniec filmik, który mógł pojawić się wcześniej w moim przypadku, ale może komuś z Was pomoże lub da do myślenia:
'Nie oszukuj się, to nie jest miłość'.



Słuchanie i oglądanie to jedno, ale wiecie co? Wreszcie udało mi się zacząć jakąś książkę! Kto jest tu ze mną jakiś czas ten wie, że blokada czytelnicza trzyma mnie... długo. Dlatego cieszę się, że zaczęłam czytać nową zdobycz i jestem już za pięćdziesiątą stroną, co jest niebywałym sukcesem. Jak to mówią: cieszmy się z małych rzeczy 😉


I tak minął sierpień - mówcie co chcecie, ale mnie nieustannie zaskakuje to, w jakim tempie płynie czas. Bardzo chętnie wróciłabym do ulubionych chwil z tych ostatnich tygodni (także lipcowych), ale pozostaje to wyłącznie w sferze wspomnień. Czas 'zapracować' na nowe!

A wiecie za co jestem wdzięczna tak ogólnie?
Za życie.


 

4 komentarze:

  1. Zima nad morzem jest wspaniała, a ze sniegiem to juz naprawdę bosko. Mało ludzi, cisza, spokój i czasami cała plaża dla Ciebie, naprawdę polecam.I fajny miałaś sierpień, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Super sierpień. Filmy i kino uwielbiam tam samo jak spontaniczne wyjazdy a nad morzem nie byłam niestety od 15 lat no trochę mam daleko ale mam nadzieję, że uda mi się to nadrobić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to rzeczywiście szmat czasu... Oby Ci się udało! :)

      Usuń

Copyright © 2016 Martushkowo , Blogger