piątek, 30 listopada 2018

Tu i teraz - listopad


Listopad, ach listopad. Czy cieszę się z jego końca? I tak, i nie. Oczywistym jest, że nie możemy zatrzymać czasu dosłownie 'tu
i teraz', choćbyśmy nie wiem jak chcieli. To dla nas wszystkich znak, by nie przeżywać spotkań, spacerów biernie. Nie patrzeć jak obrazy przesuwają nam się przed oczami, ale spiąć się, wyjść z trybu uśpienia i wsłuchać się intensywniej w rozmowę lub śmiech, skoncentrować na zapachach wokół nas, zapatrzeć się w zmarszczki wokół oczu, które tworzą się podczas tego śmiechu... 


Tak wiem, wielu z Was powie, że to duperele, ale ja lubię duperele
i wszystkie pierdoły, dlatego na tym chcę się koncentrować. Cieszę się
i doceniam
te pozornie nic nieznaczące rzeczy stanowiące część mojego życia: zapachy przywołujące wspomnienia, szczegóły przypominające konkretne osoby. 
I mimo, że listopad (szczególnie jego początek), to czas zadumy nad tymi, którzy odeszli, to ja akurat mówię o żywych. O ludziach, którzy mnie otaczają, z którymi czas leci zawsze za szybko i jest go za mało. Nie mogę się doczekać, by rozwinąć ten temat - dobrze, że do grudnia, a co za tym idzie - do rocznego podsumowania niedaleko. 

Mimo dobrego początku, listopad dał mi trochę w kość. Czuję się (momentami bardzo, bardzo) rozmemłana, niedoceniona, bez chęci na cokolwiek. Nie wiem, czy akurat tak wypadło, czy miał na to wpływ koniec złotej jesieni i początek tej szarej (jak dla mnie równie pięknej). Ten czas stagnacji zostawiam za sobą i cieszę się, że zbliża się grudzień, z całym dobrodziejstwem. I liczę na to, że z dnia na dzień świąteczna atmosfera będzie mi się coraz bardziej udzielać, bo tak szczerze, to jeszcze mnie nie to wszystko nie rusza. Zrobiłam co prawda pierwsze podchody do świątecznego Buble'a, ale szybko odpuściłam. No jakoś mi jeszcze nie leży. W grudniu chcę znów oddać się swojej małej tradycji i codziennie spisywać wspomnienia mniej lub bardziej świąteczne w grudzienniku. Popularną nazwą jest oczywiście 'grudniownik', ale do swoich potrzeb zmodyfikowałam tę nazwę. Zerknijcie jak wyglądały te grudniowe albumy w poprzednich latach: 2016, 2017.

Ostatnie dni przyniosły również dobre nieświąteczne wspomnienia
i choć ZNÓW stoję na jakimś quasi rozdrożu, to mam nadzieję, że z początkiem grudnia sytuacja się w końcu wyklaruje, no bo kuźwa ileż można?! 

Tu wtrącę taką małą radę odnośnie bycia 'tu i teraz' - nie czekajcie z powiedzeniem drugiej osobie różnych spraw. Chyba, że macie ochotę ją zbluzgać - wtedy przystopujcie. Jeśli jednak sprawa dotyczy delikatniejszych i mniej agresywnych obszarów, to mówcie z serca, wyjaśniajcie, nie zostawiajcie rozmówcy w zawieszeniu. Wierzcie mi, zrobiłam tak i teraz ten ogon się za mną wlecze i mi nieźle ciąży... 

Wiem już dzięki temu nad czym muszę popracować, to kolejna życiowa lekcja. Od kilku miesięcy widzę, jak wielu rzeczy nie wiedziałam, nie doświadczyłam. Żyłam jak pod jakimś kloszem. I tak jak wyżej w przypadku ludzi - ten temat również rozwinę w rocznym podsumowaniu. 

Mówię o tym wszystkim, ale nie mogę uwierzyć, że to już za miesiąc. Za miesiąc będzie się kończył rok. Niektóre miesiące ciągnęły się jak niemiłosiernie, inne minęły zdecydowanie za szybko... Życie. Inaczej wygląda, kiedy przedstawia się je w filmach, a kiedy trzeba je samemu przeżyć, to nie jest tak łatwo. 

A skoro o filmach mowa, to nadrobiłam w listopadzie zaległość
w kwestii 'Fantastycznych zwierząt...'. Obie części bardzo mi się podobały, a wersja 3D? Świetna! Przyznam szczerze, że nie wiedziałam czego się spodziewać, bo było to moje pierwsze podejście do tego typu filmu, ale wiem, że to powtórzę. Kinowy plan na grudzień to 'Narodziny gwiazdy' - ciekawe, czy uda mi się w coraz większym przedświątecznym szale zrealizować ten plan. Nawet jeśli nie, to będę sobie za to spokojnie podczytywać 'Prosto i uważnie' - korzystam z chęci na czytanie póki trwa. 



Życzę Wam bardzo spokojnego grudnia - żeby nawał obowiązków nie wyssał z Was całej chęci do życia!


2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wpis. Też nie czuję jeszcze świąt i nie wiem czy poczuję. A co do mówienia to myślę, że potrzeba jest otwartości dwóch stron. U mnie już tak problemy rodzinne narosły, że nie wiem czy się da cokolwiek z tym zrobić... Ale druga strona ma swoje zdanie i tego nie przeskoczę. Szkoda moich nerwów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, z rodziną bywa bardzo różnie... Czasami niestety trzeba się ugryźć w język. Za to w rozmowach z innymi na co dzień można skupić się na otwartości.

      Usuń

Copyright © 2016 Martushkowo , Blogger